poniedziałek, 7 lutego 2011

Weekend...

Cały weekend było pusto... wszyscy belgowie wracają do siebie, a w mieście zostajemy my - Erasmusy.
Za to w zamian za studentów pojawili się skauci (czy tam harcerze, jak kto woli)... można rzec, że zaatakowali miasto - dzikie hordy dzieciarni od 10-15lat ganiało się tutaj po ulicach od rana do nocy.

W sumie w sobotę byliśmy z Kaśką (i jej siostrą i mężem siostry - którzy mieszkają w Paryżu) w Brukseli. Połaziliśmy trochę, zobaczyliśmy sikającego chłopca (ludzi przy nim było co nie miara) i potem połaziliśmy po czekoladziarniach.

w Niedziele to już totalnie nic się nie działo... koło 19 zaczęli ludzie się zjeżdżać, więc było słychać stukot kółek walizek na bruku.
a dziś wstałem koło 730... poszedłem na 4h wykładów... wynudziłem się jak nie wiem co, wróciłem, zjadłem i poszedłem spać...
Jutro z samego rana idę na angielski, jeszcze nie wiem za bardzo gdzie on jest, ale może uda mi się tam trafić jakoś ;)

1 komentarz:

  1. Kamil, a jakieś zdjęcia może..? :>
    a tak z ciekawości - masz ze sobą yerbę? ;D

    OdpowiedzUsuń