środa, 2 marca 2011

No właśnie...

Raczej nic się nie dzieje... dlatego nie piszę, bo nie ma o czym w sumie...

ogólnie to się obijam. To mi dobrze wychodzi.
Zajęcia są strasznie ciężkie do wytrzymania... w sumie codziennie rano są 2 wykłady pod rząd. Nie są to takie wykłady jak u nas - 45min czy 1.5h - tutaj wszystkie zajęcia trwają 2h z jakąś króciutką przerwą, jeśli prowadzący się zlituje, albo sam ma dość. Tak więc od 'jakiegoś czasu' nie chodzę na pierwsze wykłady (są o 830) tylko na te następne, bo 4h wykładów (między nimi jest 15minutowa przerwa) nie jestem w stanie wytrzymać. Z reguły już po 1.5h się wyłączam.

Na szczęście tutaj istnieje coś takiego jak i-campus! Jest to niesamowity wynalazek - strona internetowa na której znajdują się wszystkie materiały (albo większość) z wykładów i ćwiczeń!
Większość wykładowców po prostu przedstawia nam swoje prezentacje, więc mając je w internecie nie muszę chodzić tak bardzo na wykłady (to jest mój argument, moje usprawiedliwienie ;))

to tyle - teraz czas na kucharzenie, bom głodny!

poniedziałek, 21 lutego 2011

Arlon - weekend poza LLN

W końcu się wyrwałem na weekend! a właściwie to zostałem wyrwany :P bo to współlokator mnie zaprosił na rajd starych samochodów w Spa - no a później do siebie do rodzinnego domu.
Dzięki temu 'zwiedziłem' (samochodem) prawie całą Walonię plus do tego sporą część Luksemburga :)

Tak więc - Arlon to miejscowość 4km od granicy z Luksemburgiem. Bardzo fajna mała mieścina... niestety nie mam stamtąd zdjęć, bo 'na mieście' byliśmy tylko raz i wtedy nie wziąłem aparatu - ale mam zdjęcia z innych wypadów:
- Orval - zakon w którym produkuje się najlepsze piwo świata ;) dojrzewające! to mnie zaintrygowało :D i rzeczywiście piwo jest bardzo dobre!
- Luksemburg 'the city'
- no i z rajdu mam ze dwa zdjęcia też - bo była noc i ciemno - jak to nocą.

tak więc:

część niedostępna dla zwiedzających. tam sobie są mnisi... i browar.
 a to kościół i ta wielka rzeźba... trochę przypominająca rzeźby egipskie - jak dla mnie... dość dziwne... i naprawdę była ogromna!
 widok bardziej ogólny. To jest tylko mała część całego kompleksu :)
niedostępna dla zwiedzających
 to co widać wyżej jest za tą bramą :)
 a to już Luksemburg i widok na dolną część miasta. tam w oddali po lewej jest centrum biznesowe miasta.
 a to widok z drugiej strony... z dołu. Niesamowita jest ta ściana
 ten domek mały to ten sam domek co wyżej...
a to jedyne fajne zdjęcie, które mi wyszło podczas rajdu ;) przypadkiem.










No to tyle... tak ogólnie :)
więcej zdjęć na:
Arlon itp

niedziela, 13 lutego 2011

Zdjęcia, trasa do szkoły.

 Dziś w końcu udało mi się ruszyć i zrobić kilka zdjęć mojej okolicy :)
tak więc... wycieczka za mną ;)
To jest widok z okna kuchennego... moje wychodzi na tą samą stronę, ale widoki nie są jakieś powalające... :P
tam na wprost widać tory ;)
To jest widok na nasze mieszkanie tak od strony tej ulicy, którą widać na poprzednim zdjęciu ;)



To jest widok na nasze mieszkanie z tego mostku, który widać na pierwszym zdjęciu.
na dole parking, a trochę bardzie po lewej jest 'dworzec' TEC czyli autobusów :P
 Teraz czas na trasę na mój wydział... to tuż po wyjściu z domu.

 To jest Grand place - duży plac... przecinam go po przekątnej - cały czas prosto :)
 takie przejście... te pomarańczowe tabliczki to znaki dla słabowidzących - tak na nich jest napisane
 kontynuacja przejścia... fajna jest ta ściana z cegły! W końcu jakaś odmiana, bo wszędzie ta cegła jest dokładnie taka sama... fioła można dostać!

 codziennie kilka schodków dla zdrowia!
 kontynuacja schodków...
a po bokach są KOTy czyli mieszkania studenckie - tutaj są tzw KOT a projet... czyli mieszkania tematyczne. Na przykład KOT amnesty international. KOT sportif. KOT cuisine (kuchenny :P).
a KOT po flamandzku znaczy szafa...

 To już ostatnia prosta do mnie na wydział :)
 a to już wydział - tam mamy zajęcia praktyczne bardziej. teoria jest w budynku który jest za mną.
Na tym placu widać rzeźby przedstawiające ludzkie ciało a tytuł tego dzieła to: 'Hołd ciału w 12 częściach,  pozy i ruchy'. czy jakoś tak...
i właśnie tutaj mamy teorię.











teraz kilka zdjęć mojego mieszkania:


 drzwi do mieszkania z klatki schodowej... to chyba widać - oczywiście wszędzie cegła.
 na wprost mój pokój. Pierwsze w lewo to kuchnia. po prawej pierwsze to pokój Nicolas, a pokoje dwóch pozostałych współlokatorów schowane.
To jest kuchnia. no i o ;)

wtorek, 8 lutego 2011

Angielski w Frankofonii

oooooooooo bida...

Zajęcia są o 8 30 - to już ogromny minus, ale trudno. Przynajmniej mam blisko, bo to jest 50m ode mnie!
Trwają 2h. Podzielone są na dwie części - listening i reading na każdą po 1h, każda odbywa się w innej sali. Listening odbywa się w sali z komputerami, a reading juz w takiej bardziej wykładowej salce.

Zacznę od listeningu... siadamy przy komputerach, logujemy się i zakładamy słuchawki (każdy ma skrypto-podręcznik w którym są teksty i ćwiczenia do nich - fill the blanks glownie cw tego typu). Słuchaliśmy, a właściwie to oglądaliśmy jakiś dokument z BBC o dopingu w sporcie. Ok 8min całość, potem po przejrzeniu całości (trzeba oglądać - 'narzędzia' są wyłączone - pauza przewijanie itd) wlacza sie suwak i możemy sobie przewijać i oglądać te momenty które są nam potrzebne. Strasznie głupie, bo nie trzeba nic zapamiętywać - po prostu przewijasz sobie do momentu i oglądasz i przepisujesz na kartkę to co usłyszałeś...
Do tego ćwicznia, te fill blanki, nie są takie jak u nas, czyli mniej wiecej na zrozumienie - jak zrozumiesz to napiszesz... Nie oni tutaj mają wersję: Musisz napisać dokładnie tak jak było powiedziane... do tego często są to jakieś słowa specjalistyczne. Tak więc wszyscy siedzą i przepisują ten dokument na kartki (oczywiście nie w całości, ale sporą część).
Teraz reading... przenieśliśmy się do drugiej sali. usiedliśmy i babka zaczęła nam zadawać pytania do tekstów (które mieli przeczytać w domu) 14pytań w 1h zrobiliśmy... i oczywiście odpowiedzią na pytanie był cytat z tekstu... naprawdę nudy.

a teraz babka od angielskiego... miła całkiem, trochę dziwna... mówi po ang całkiem nieźle, czasem z akcentem angielskim, a czasem tak jak polacy mówią. I ciekawe jest to, że 'tłumaczyła' prawie zawsze te słowa, które po francusku pisze się dokładnie tak samo i w sumie mają to samo znaczenie... np debris... dziwne...

Ogólnie to raczej mnie ten angielski wymęczył (listening poziom C1, a reading B2 - tak mam na skrypcie napisane...)

a teraz robimy z Nicolas (współlokator) tartiflette! czyli: Smacznego!

haha!

poniedziałek, 7 lutego 2011

Weekend...

Cały weekend było pusto... wszyscy belgowie wracają do siebie, a w mieście zostajemy my - Erasmusy.
Za to w zamian za studentów pojawili się skauci (czy tam harcerze, jak kto woli)... można rzec, że zaatakowali miasto - dzikie hordy dzieciarni od 10-15lat ganiało się tutaj po ulicach od rana do nocy.

W sumie w sobotę byliśmy z Kaśką (i jej siostrą i mężem siostry - którzy mieszkają w Paryżu) w Brukseli. Połaziliśmy trochę, zobaczyliśmy sikającego chłopca (ludzi przy nim było co nie miara) i potem połaziliśmy po czekoladziarniach.

w Niedziele to już totalnie nic się nie działo... koło 19 zaczęli ludzie się zjeżdżać, więc było słychać stukot kółek walizek na bruku.
a dziś wstałem koło 730... poszedłem na 4h wykładów... wynudziłem się jak nie wiem co, wróciłem, zjadłem i poszedłem spać...
Jutro z samego rana idę na angielski, jeszcze nie wiem za bardzo gdzie on jest, ale może uda mi się tam trafić jakoś ;)

piątek, 4 lutego 2011

Kontunuacja.

No to dzisiejszy dzień nie był taki zły, ale nie przyniósł też nic bardzo fajnego.

Mialem zajęcia z układu mięśnioweg - robiliśmy pomiary kątów w stawach (plus krótki wstęp o anamnezie[wywiad] itd itp).

Ogólnie na weekend zostaję sam w domu... w ogóle miasto pustoszeje, wszyscy którzy tutaj mieszkają tak w akademikach spadają do domu... nie dziwne skoro nawet jak jadą w najdalszy kraniec Belgii to jadą tam 2h pociągiem... Niby w weekendy tak pusto, a teraz jak się przeszedłem to ludzi jest sporo, ale raczej w kinie, w kawiarniach, restauracjach. na ulicach bardzo niewiele w porównaniu z normalnym dniem.

Chyba zaraz padnę spać... jutro mogę sobie pospaaaaaać. i może pójdę na siłownię na 12 ;)

Zwolokłem...

się z łóżka o 7 30... w celu udania się na wykład na 8 30... niestety do 9 nikt nie przyszedł, więc uznałem, że nie będę tam siedział do końca (tj 10 30) tak więc udałem się z powrotem do domu.

o 8 20 było mnóstwo ludzi, ale jak już wracałem po tej 9 to nie było właściwie nikogo!

teraz ni to się przespać (bo mam wykład na 10 45) ni to gdzieś iść ni to robić obiad ni to co...